sobota, 24 listopada 2012

Rozdział I

Łzy przemieszane z krwią spadały na ziemię kropla po kropli. Igła leżała na kamieniu znacząc go śladami okropnego wydarzenia, w którym brała udział. Rozpalone żelazo powoli stygło. Hardme siedziała na cokole obok stosu i cicho płakała. Matka cały czas trzymała ją za rękę płacząc o wiele głośniej niż ona.
Dziewczyna siedziała pochylona na prawie pustym placu. Większość ludzi uciekła na samym początku krwawego i nieludzkiego wymierzania kary.
Rudowłosa bała się podnieść głowę. Nigdy więcej niczego nie zobaczy. Ani lata, ani zimy, ani kwiatów, ani matki... Już nigdy nie zobaczy jego...
Dookoła niej panowała ciemność. Ciemność i ból. Już niedługo nawet łzy nie będą wstanie wydostać się z jej oczu...
                                                       *   *   *   *   *
Jeszcze nigdy nie widziała niczego tak wyraźnie. Czuła, że dopiero teraz poznaje świat naprawdę. Te wszystkie intensywne doznania, odczucia, zapachy... Zapachy...
Haylee odetchnęła głęboko rozkoszując się najpiękniejszą wonią, jaką kiedykolwiek poczuła. Niczym nieograniczona odwróciła się i pognała przed siebie. Jej oczy chłonęły każdy szczegół, każdą żyłkę mijanego po drodze liścia. Czuła bicia serc wszystkich malutkich mieszkańców puszczy. Czuła również ten nieziemski zapach...
Obca otworzyła szeroko oczy ze zdumienia widząc oddalającą się Haylee.
 - No co ty robisz?! - krzyknął jej zwierzchnik. - Biegnij za nią!
Haylee pędziła na oślep. Kierowała się pierwotnym instynktem. Kierowała się głodem. Wypadła na drogę pośrodku puszczy. Rozejrzała się. Przed nią stał wieśniak z wozem pełnym siana. Był tak oczarowany urodą dziewczynki, że nie wiedział co robić. Coś mu podpowiadało, że ma uciekać, ale nie mógł. I to było jego błędem.
Haylee otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. To ten człowiek tak cudownie pachniał. Nie wiele myśląc rzuciła się na niego. Nawet nie próbował uciekać. Dziewczynka ugryzła go w ramię i piła. Błogie westchnienia i jęki, jakie wydawała z siebie świadczyły o tym, że krew była wyśmienita.
Obca wypadła z lasu. Zobaczyła jak dziewczynka podnosi się znad pustego ciała. Wiedziała, że tak będzie. Wszystkie są za młode, nie potrafią się uczyć.
Podeszła powoli do Haylee. Nie mogła pozwolić, żeby dziecko odkryło swoją siłę.
 - Musimy uciekać. Już nie należysz do nich, masz nowy świat i nowego pana. Nie jesteś tu bezpieczna. Jeśli pójdziesz z nami, pokażemy ci jak można żyć z dala od tego, żyć z podobnymi sobie.
Mimo iż dziewczynka była mała, posiadała inteligencję wyższą, niż większość dzieci w jej wieku. Jednak obca wiedziała, że będą problemy. Zawsze są. Maleństwa nie mają samokontroli, działają jeszcze bardziej podporządkowane instynktowi.
Haylee chwyciła dłoń kobiety i spokojnie weszły do lasu.

                                                     *   *   *   *   *

Hardme poczuła chłód. Zapewne zaszło już słońce. Tępy ból powoli zanikał, ale jego resztki czaiły się gdzieś nie tylko w jej ciele. Jej psychika została spaczona. Umysł gasił światło, tliły się resztki życiowej radości. Poprosiła matkę, żeby zostawiła ją samą. Nie wiedziała czy było to dziesięć, piętnaście minut temu, czy też może godzinę.
Chodny wiatr smagał jej twarz rozwiewając płomiennorude włosy. Poczuła przy sobie czyjąś obecność. Nie podniosła jednak głowy.
 - Dobrze się czujesz? - usłyszała pytanie z wyraźną troską w głosie.
 - Zostałam oskarżona o czary, zaszyli i zapieczętowali mi oczy, a ty pytasz jak się czuję? Widzę, że wyborny humor się ciebie trzyma. - Rzuciła z sarkazmem.
Nie było odpowiedzi. Hardme uniosła głowę w stronę pytającej osoby.
 - Przepraszam... - Powiedziała z wyrzutem. - Nie powinnam...
 - To ja przepraszam - przerwał jej głos zmieniając swoje położenie. Dziewczyna powiodła za nim głową. Nagle poczuła delikatny pocałunek na swoich ustach.
 - Przepraszam również za to, że zrobiłem to dopiero teraz.... - szepnął jej do ucha i pocałował jeszcze raz.

                                                     *   *   *   *   *

 - Jak mogłaś jej na to pozwolić? - krzyczał zwierzchnik.
Obca się skuliła. Nie lubiła jak na nią krzyczał, a robił to już od tysięcy lat. Teoretycznie powinna się już przyzwyczaić.
 - Przepraszam. Nie spodziewałam się, że ona...
 - Ucieknie? Ile razy to się już zdarzyło? Pracujemy razem trzecie tysiąclecie, a ty nadal nie potrafisz upilnować głupiego bachora. Może powinienem zmienić asystentkę?
 - Błagam, nie... Ja się poprawię, Dariuszu, przyrzekam....
Doskonale wiedziała, co działo się z jej poprzedniczkami. Każdorazowe przyjęcie nowej współpracownicy kończyło się nieodwołalnie śmiercią poprzedniej.
 - Czyżby? - Dariusz uniósł brew. - Mam wyliczyć ile razy zasługiwałaś na śmierć?
Wampir zaczął wolno krążyć wokół kobiety. Wtedy po raz pierwszy poczuła się osaczona i bezbronna jak zwierzę.
Dariusz stanął za nią, położył jej dłonie na ramionach i zbliżył usta do ucha.
 - Jako, iż czuję do ciebie pewien rodzaj sympatii, oszczędzę cię. Liczę jednak na wdzięczność...

                                                    *   *   *   *   *

Jego usta były takie ciepłe, takie delikatne. Dziękowała teraz biskupowi za odebranie wzroku. Odczuwała wszystko jeszcze wyraźniej, krew uderzyła jej do głowy. Nagle się opanowała.
 - Co my robimy? - spytała z wyrzutem.
 - Co się stało? - chłopak rozluźnił lekko objęcia.
 - Jest już po zachodzie słońca, a my całujemy się półleżąc na środku rynku. Tak być nie może. Jednak dobrze, że to stało się tutaj. Wolę nie myśleć... - poczuła jak jej policzki palą się żywym ogniem.
Sama nie wiedziała, co robi. Kochała tego chłopaka odkąd tylko pamiętała. Nie była nigdy pewna, co on czuł do niej. Coś jednak jej nie pasowało...
Rozmyślania przerwał jej kolejny pocałunek. Chciała tego, ale nie mogła. Czuła, że to niepoprawne. Kolejne delikatne pieszczoty brały górę nad umysłem. Hardme walczyła o zachowanie kontroli, ale miłość rządzi się swoimi prawami.. Nie była w stanie się dłużej opierać, za dużo odczuwała.
W końcu się poddała. Była w stanie teraz zrobić wszystko. Przygotowała się na to, co miało nastąpić, ale stało się coś odwrotnego. Objęcia chłopaka się rozluźniły, a jego usta zaczęły coraz lżej muskać skórę dziewczyny. Ostatni pocałunek w szyję i... i nic więcej.
Hardme targały sprzeczne uczucia. Z jednej strony cieszyła się, że nie zabrnęło to dalej, a z drugiej była kompletnie rozczarowana.
Chłopak musiał coś wyczytać z jej reakcji i zaśmiał się cicho.
 - Może innym razem. Późno już, zaprowadzę cię do domu. - Chłopak pocałował Hardmę ostatni, wyjątkowo głęboki raz.
Chwycił ją za rękę i pomógł wstać z cokołu. Objął ją w tali i zaprowadził do domu.

______________________________

Witam po jakże długiej przerwie. :) Pierwszy rozdział wyszedł jaki wyszedł. Mam nadzieję, że się nie rozczarowaliście i będziecie tu czasem zaglądać. Wiem, że jestem mizerną pisareczką, ale staram się jak mogę :)